część jeden
Komentarze: 8
tym razem będzie o tym, jak to faceci wykreowali sobie sposób na każde... sprzeczki. tak więc, mój men nie dawał znaku życia przez 36h, w czasie gdy ja próbowałam się z nim skontaktować chyba 3 razy. na prożno. w końcu podjęłam dość drastyczną metodę, czyli powiedziałam mu, co myśle na temat takiego "olewania mnie". tym razem dostałam odpowiedź. słabo sformuowane przeprosiny. coś tam coś tam ze on teraz gra 24h na dobe, bo już jutro mają przesłuchanie a pojutrze koncert, ze jest padniety i dalej coś tam coś tam i na koniec mimowolnie rzucil "rozumiesz". więc ja mu na to, nadal drastycznie "oczywiście" (rozmowa odbywała się poprzez sms-y) i poszłam spać. rano wstaje i... czekają na mnie 4 sms-y. i tu właśnie zaczyna się ten "sposób na problem", czyli: specjalnie dla ciebie zrobiliśmy sobie kilkuminutową przerwe. rob (jego kumpel) mówi do ciebie: "ratuj mnie" (czyli dowód na to, ze nie tylko on-mój mąż, jest zmeczony :) potem 3 tysiące miłych słówek, jak to kocha, tęskni, ble ble ble... oczywiście, każda z nas jest bardzo uczulona na takie teksty, wiec jak tu sie dalej gniewać?
eh... mimo, ze mam wielka ochote napisać mu, ze ja też go kocham i inne ble ble, to nie zrobie tego, teraz on poczeka 36h na jakiś sygnał ode mnie. w posumowaniu: jeden kwiatek nie załatwi wszystkich problemów. no! "żegnam ozięble" (kaja, milcz, to przynajmniej pasuje do okazi)
Dodaj komentarz