z euforią radości
Komentarze: 9
no więc tak
impreza u kai, musze przyznać, wyborowo udana. zlana bylam wystarczająco. udało mi się nawet zdradzić mojego męża. następnego dnia nie dość, ze skacowana, to jeszcze pelna wyrzutów sumienia. chyba uzasadnionych. no ale, jak ja go nie mam przy sobie, a żyje z nastawieniem, ze kogos mam, to potrzebuje tej bliskości. nasycilam się nią na imprezie i teraz czekam na przyjazd mojego jedynego oryginalnego szymona. a co u szymona? bosko!!! chlopak dostał telefon od prezydenta miasta, oddali mu kańciape, czyli słynne głogowskie mayday, prusaczek (jego kapela) dostał 2000zł na "dobry początek" i jeszcze grają koncercik na festiwalu jazzowym w raz z fiszem i jakimiś ludkami z new jork. po za tym, ma już załatwione mieszkanie w krakowie, i prawdopodobnie przeprowadza sie tam na stałe, nawet zaoferował, zebym mieszkała z nim i spelniała obowiązki żony ;) no ale niestety, nie wypali. krótko mówiąc jesteśmy happy, mówimy whoa`eeh! i... czekamy na jego przyjazd.
psa nadal nie ma, ale akcja poszukiwawcza ruszyla od nowa, tym razem dalismy tez ogłoszenia do gazet i do radia. moze wreszcie... musi się znaleźć!
i na koniec: szkoła. tak, już się zaczęła. jutro pierwszy sprawdzian, i referat z angielskiego. cód miód i miś ptyś didasko! ale mimo wszystko jestem szczęśliwa i calą siłą woli skupiam sie na tym, aby to szczęście oddziałało chociaż w jakiejś mierze na 1984. dziewczynka biedna cierpi, ale ja sie nie poddaje :) i tym razem całusków nie będzie, nie będzie, bo nie ma deszczu. a ja chcę
Dodaj komentarz