Archiwum październik 2002, strona 1


paź 09 2002 533kcal na 100g
Komentarze: 5

ciemno brązowa

ciągnąca się

bajecznie delikatna

slodziutka

aromatyczna

kusi aby ją lizać, zajadać, chrumkać, kosztować, próbować, delektować się jej smakiem, częstować nią innych, objadac się, wręcz obrzerać, potem czuć przeogromne pragnienie... taka jest

nutella ferrero

wielorybnica : :
paź 07 2002 busz na glacy
Komentarze: 9

wpadłam na boski pomysł (zainspirował mnie anarchysta). napisze o tym, jak to poznałam (poznałyśmy) WŁOCHATYCH.  wiekszość z moich czytelników (którym moge policzyć na palcach-tak was dużo) orientuje sie kim są włochaci, ale zapewne znajdą sie i tacy, którzy nie wiedzą. włochaci to polski zespół punk rockowy, ich teksty to dość prosto skonstruowany bynt przeciw... praktycznie wszystkiemu. cieszą się dużą popularnością wśród punków, ewentualnie grandży czy metali. dlaczego włochaci? bo na ich głowach znajduje sie coś co można porownać do naladowanej dodatnio szopy  einsteina x3 + bujne blond loki! krotko mówiąc, rzucają sie w oczy.
pogorzelica, koniec lipca
weronika, kaja i żaneta idą sobie ulicą, głośno chichrają, weronika ma lizaka, żaneta ma chomika, kaja ma melony (ale mi sie oberwie za ten tekst). aż tu nagle patrzą i widzą: przy barze siedzi jakiś koleś, którego poznały dzień wcześniej w jakimś tam sklepie, a razem z nim dwóch czy trzech śmiesznych facecików (to byli włochaci, my o tym nie wiedzialyśmy) z starą, obdrapaną gitarą klasyczną. od razu zaswieciła żarowka! oni nam nastroją naszą gitarencje (bo my byłyśmy na etapie nie umienia stroić gitar :) szybka gadka i umówiliśmy sie na strojonko, za 20min na plaży (nasza gitara była w namiocie trzeba było po nią frunąć). po 20-tu minutach jesteśmy na miejscu a ich nie ma, hm... olali nas (potem sie tłumaczyli, ale to jest nieistotne). poznałyśmy kogoś innego kto nam nastroił gitarke i w tym dniu działo sie jeszcze bardzo bardzo wiele.
dzień nastepny
idziemy z naszym "nowym towarzychem" ulicą i widzimy włochatych (nadal nie wiemy, ze oni to ONI) zagadałyśmy, opieprzylyśmy ich za to że nie przyszli bla bla bla i nas nie ma. wtedy tez dowiedziałyśmy sie ze oni to ONI (poinformowali nas o tym nasi koledzy, ktorzy byli wielkimi fanami włochatych i szczeny im opadły jak zobaczyli ze my z NIMI gadamy-czyli ICH znamy) nastepnego wieczorka mieli do nas wpaść (włochaci) na ognicho, ale nie byli już w stanie (och ten alkohol) jeszcze nam sie zdażylo ich kilka razy spotkać. kaja dostała nawet od jednego z nich kradzionego pomidorka. ech... śmieszni są. ale na pozór. jak sie okazało, włochaci to banda zadufanych w sobie *****, ale... to nie zmienia faktu, ze teraz mozecie mi (nam) zazdrościć, bo MY znamy WŁOCHATYCH!!! ha ha ha, mam sie czym chwalić. to tyle z wypowiedzi sfrustrowanej nastolatki

wielorybnica : :
paź 04 2002 z rana
Komentarze: 5

będą to cytaty
"miłość to jedyna konkurencja w której można przegrać nie startując" scenariusz do "Ally McBeal"
"miłość, przyjaźń, muzyka" Jerzy Owsiak-Woodstock
"Jestem estetą, lubię piękne rzeczy. W Polsce ludzie się wstydza ze chca dobrze żyć(...)" Marcin Tyszka-fotograf (całkiem całkiem, gdyby nie charakter)
"Próbowałem opiewac okaleczony świat" Darek Foks (nie wiem kim jest, ale tekst dobry)
"Próbowałem opewac okaleczony świat, ale zakonczyło się na tym, że wettknąłem mu w tyłek szre piórko, zgubione przez drozda, i patrzyłem, jak się męczy" jak wyżej-zabawne


  Miłość to jedyna konkurencja, w tórej można przegrać nie startując.

wielorybnica : :
paź 03 2002 kraków kontra zbuntowana kaczka
Komentarze: 2

podziele się z wami moją radością, choć sądze, ze chyba robie to zbyt pochopnie... więc! juz 10-go będę (być może) w krakowie u szymona. nie widzialam się z nim ponad miesiąc. mam już trzy czwarte zgody na ten wyjazd, trzy czwarte, znaczy: ja chcę jechać, szymon chce zebym przyjechala, tata wyraził zgode; pozostaje tylko byntownicza mama. wcale jej się nie dziwie. jej pietnastoletnia córka ma spędzić 8 godzin w niebezpiecznym pociągu w jedną (i jeszcze w drugą) strone; następnie prawie 2 dni z 22-letnim facetem (przypomina redaktor, to jest mój przyjaciel, a ślub był zabawnym wygłupem)...
właśnie przeleciało stadko kaczek nad moim domkiem. one też wybierają się w pełną niebezpieczeństw wyprawę. gromkim krzykiem oznajmiły, ze lecą, bo tu im już w nóżki zimno. niewdzięczne! witaj jesieni złota!

wielorybnica : :
paź 02 2002 fragment listu do...
Komentarze: 4

(...) oprocz tego byłam wczoraj w takim magicznym miejscy na przedstawieniu, o którym wiedziala tylko garstka osób, nie wiecej niż 50, w większości NIE ze szczecina. ja sama dowiedziałam sie od kolegi 2 godziny przed rozpoczeciem. musiałam odwołać prywatną lekcje angielskiego, obdzwoniłam znajomych, nikt nie mógł iść, wiec poszłam sama, czegoś takiego nie mogłam przegapic. co to było? 3 amatorskie teatry, 2 z krakowa, 1 z warszawy, przedstawiały swoje sztuki. aktorami byli ludzie upośledzeni umyslowo, jedynymi zdrowymi ludźmi z tych teatrów są sponsorzy i po trzy osoby nadzorujące. aktorzy w wieku od 15 do 70. 3 przedstawienia, razem około godziny oglądania. we wszystkich chodziło o podobne rzeczy, przedstawiano sny, wizje, ideologie, wyobrazenia samych aktorow, czyli osób upośledzonych, czysta abstrakcja, ale przedstawiona w tak piekny sposób... eh... na dodatek improwizorka! poszłam, nie wiedziałąm gdzie ide, niewiedzialam czy to jest pewne. miało być na podwurku koło cherbaciarni "pod sukniami". rzeczywiście. przyszłam, przed bramą jacyś ludzie, z pozoru "dziwnie wygladają", dredy, brody, branzoletki, nadruki, propaganda i bunt jednym słowem. ja sie niczym nie różniłam, wrecz przeciwnie, poczułam sie jak w domu, wśród swoich. wchodze w brame, słysze klimatyczną muzyke, wychodze na podwórko, było za pietnaście piąta, czyli jestem przed czasem, oglądałam jeszcze ostatnie przygotowania i urywkowe próby. było jeszcze mało ludzi jeśli chodzi o widownie, ale nic, czekałam dalej. pojawil sie właścieciel cherbaciarni, grubasek w rudych dredach, dziurawe buty, miłośnik mickiewicza, był z kilkuletnią córką, która wyrywała mu trąbke bo bardzo chciała sobie podmuchać. wszyscy go znali, on znał wszystkich, byl organizatorem wewnętrznym tego "czegoś". zaraz pojawił sie mój znajomy, który dzwonil 2 godziny przed rozpoczeciem z informacjami. w sumie byl mi obcy, rozmawiałam z nim wcześniej tylko w szkole na temat jego koszulki, był na niej obraz z wystawy, która była kiedyś wystawiana w cherbaciarni. wiec praktycznie byliśmy sobie nieznani (nawet nie wiem skad miał do mnie nr.tel), ale... wtedy wszyscy byli dla siebie przyjaciółmi. tacy ludzie. nie wiem, artysci? indywidualiści napewno. i sie zaczelo, uzbieralo sie tak jak mówilam okolo 50 osób (a nawet kilku fotoreporterów). oni też musieli sie o tym dowiedzieć od kogoś, bo pare osób ich znało, po za tym "obcych" wypraszano. to "coś" odbywało sie na prostokątnym podwórku o wymiarach ok. 30x15m, na srodku wzdlóż stal trzepak, szare ściany z kazdej strony, na wysokość ok.18m, patrzyło sie do góry, i... okiennice, z nich wystają głowy obserwujących ludzi, kilka gołębi i niebo, pieknie. i muzyka. nie bede nic wiecej pisać, bo to nie odzwirciedli tego co tam sie dzialo, musiałbyś to zobaczyć. po "tym" mozna bylo pójść do cherbaciarni na kolacje, ale wstep mieli tylko "swoi", ja weszłam, bo bylam z tym kolegą, on zna pare osób. w srodku bardzo gwarnie, wiesz, ci chorzy ludzie mowią głosno, reszta też nie miała skrupułów, każdy mógł sie dolączyć do rozmowy, ja milczałam, tylko obserwowałam, słuchałam, piłam cherbatke, czasem wymienilam kilka słów z kolegą. niestety nie mogłam tam siedzieć, bo i tak byłam nielegalnie. -> mama nie wiedziała gdzie jestem, co robie, spóźniłam sie półtorej godziny do domciu, ale na szczeście wszystko było dobrze. wrazenia nie do zilustrowania slowami. (...)

wielorybnica : :