Archiwum 06 sierpnia 2002


sie 06 2002 brak mi słów, czuje jak coś mnie dusi
Komentarze: 5

gdybym dodała tą notke wczoraj, miała by ona inny charakter, atak to piszę, płacze, łzy kapią na klawiature, obraz się rozmazuje, mam wszystkiego dosyć, nie chce mi sie juz nic, najchętniej to bym się rzuciła w wir jakiejś roboty (chociażby szkoła i nauka) ale nawet nie mam nic takiego. więc czy to w ogóle ma sens?

2.VIII.02r.

godzina 4.00 rano: pod działke żanety podjechał jej tata, pora na pożegnanie, tumby (august&pumba) jadą na woodstok, ja do własnego wyra, żaneta na dworzec ich pożegnać. godzina 8.30: pumba puszcza mi sygnał, budze się, więc praktycznie to spałam 3h, nawet nieźle to sobie zaplanował, bo dzisiaj o 11 ma przyjechać szymon, a ja mam po niego jechać do centrum, więc szybka kompiel, coś tam coś tam i fiu! odebrałam go, przyszły dziewczyny, spędziłyśmy dzień nawet nie bardzo pamietam na czym, potem w nocy szymon dał rade przetrzymać mnie do godziny 01.00.

3.VIII.02r.

więc znowu byłam niewyspana. do obiadu wszędaliśmy się razem po mieście. potem okazało się, ze tumby dzisiaj wracają z woodstok`u, biorą od nas rzeczy, które zostawili i wracają na śląsk, do miasta rodzinnego. w planach było wyjście wieczorkiem do 2/3 (pub/club) wiec pojawił się problme, bo tumby jechały autostopem, niewiedzieli kiedy dojadą do sz-na, a my chcieliśmy iść na impre. w koncu zlewamy na nich i idziemy i był to dobry wybór, bo tumby noc spędzili na polach w gorzowie. o 23.00 kaja i żaneta wyszły z 2/3, zostałam ja i szymon, piliśmy, gadaliśmy, rzucaliśmy lotkami, wygrałam piwo, którego nie dostałam... było very miło. po 01.00 wróciliśmy do domu, potem jeszcze siedzieliśmy do 3 rano, nie wiem jak on to zrobił, ale zrobił.

4.VIII.02r.

około 12.00 do mojego domu przyszła ekipa składająca się z żanety i tumb, chcieli tylko wziąść plecak, ale w koncu zostali na śniadaniu, potem moja mama zgodziła się ich przenocować. czyli miałam 3-ech facetów na utrzymaniu i wychowaniu. postanowili, razem z szymonem, że jutro jadą już do domciu. smutno mi było, bo szymon miał zostać dłuzej. mama się troche na mnie wyżywała, za to, że "wiele od niej oczekuje, ale nic nie daje w zamian". miałam doła, ale konkretnych powodów nie było wiele. w koncu nie wytrzymałam przy obiedzie i się rozbeczałam, przy wszystkich, była też kaja. fajnie sie zachowali, bo milczeli. w koncu było to wielkim zaskoczeniem dla wszystkich, ze wieczna optymistka ryczy i to w dodatku przy obiedzie, ryczy, a nikt nie wie czemu. ZONK! sama nie wiedziałam czemu. po obiadku poszłam z dziewczynami i dafne na spacer pogadać, a chłopcy nakrecili nam film, potem my im, potem gadaliśmy, nawet nie zadawali zbędnych pytań. było dobrze. wyszliśmy w długą i łaziliśmy po warszewie, coś było nie tak, ale łaziliśmy, huśtalismy się, ja udawałam, ze się bawie dobrze, reszta sie tak bawiła. po 22 dziewczyny pojechały. poszliśmy na inne huśtawki, karuzele i dopiero tam mi sie humorek poprawił.

5.VIII.02r.

ale na krótko, obudziłam się z dołem, który sie pogłębiał. po śniadaniu poszliśmy na działke żanety, padało. wyszłam z szymonem i kają na papieroska, kaja wróciła wcześniej, a my sobie byliśmy. jak wróciliśmy, sama juz nie pamietam jak to bylo, ale wziełam ślub z szymonem: obrączka z drutu, ksiądz pumba, kaja organista i falujący posąg, august i żaneta świadkowie. potem wesele, szymon sie na mnie walnął, zaczeliśmy się zachowywac, jak by nas coś łączyło i zaczeło nas coś łączyć. nie wiem, może oboje ukrywaliśmy przed sobą, że chcemy sobie być razem. nie wiem... ale byliśmy razem. wróciliśmy do mnie na obiad, potem na wały całą paczką. o 20.47 chłopcy mieli pociąg. byłam szczęsliwa, mialam faceta, ale ten facet jechał za 3h do głogowa. było słodko, nie wiem czy dobrze myśle, ale myśle :) ze w przeciągu tych godzin się w sobie zakochaliśmy. i pojechali. żaneta płakała, pewnie za augustem, ja ryczałam widaomo za kim, ale w głębi czegoś wiedziałam że przyjedzie, obiecaliśmy to sobie, ma transport, ma nocleg, to wszystko miało jakieś szanse. ale na krótko. przyszlam smutna ale szcześliwa do domu, kąpiel, wreszcie porzadna kąpiel, relaks, internecik, nawet powiedzialam żanecie, ze jest ok, ze mama też chyba rozumie. miałam zamiar z nią pogadać dopiero następnego dnia o tym wszystkim, o tym, że szymon jeszcze tu bedzie i to nie raz. ale ona przyszła jeszcze tej nocy i gadałyśmy, tyle że, skonczyło sie na tym, ze ja ryczałam jak gluia, a ona mi mówi, ze szymon tu wiecej nie przyjedzie, że nie bedziemy sie spotykać, że on ma 21 lat więc chce mnie wykożystac, a jak mu się to nie uda, to napewno się mną bawi, ze on mnie traktuje ak łatwy łup...

napisałam mu o tym, podobno nie bedzie się poddawał, będzie dobrze, ale czy to w ogóle ma sens?

wielorybnica : :