Komentarze: 12
2003. i co? cholera... jestem już starym człowiekiem. 16 lat. podobno piękny wiek. oczywiście! najwspanialszy. ale ja nie chce go teraz tracić!!! on minie jak mijały wszystkie, i starzeje się. czy to nie jest banalne, kiedy mając 16 lat myślę o tym, jak się starzeję? śmierci się nie boje. absolutnie nie. popełnie samobujstwo jak przyjdzie na to pora, za jakieś 20 lat może, albo umre na raka płuc i tyle. to bedzie kiedyś tam. ale do kuźwy kolorowej, ten czas tak leci, że 'to kiedyś tam' powoli staje się rzeczywistością. nie chcę być starą kwoką, która uważa się za niewiadomo co i traktuje młodszych od siebie lekceważąco. lekceważąco? co ja mówie... która traktuje młodszych od siebie jak śmieci, jak dziwadła, jak stowrzenia, które głosu nie mają (ryby). nie chcę nie chcę nie chcę! a na dodatek mam kaca i bezsenność. po sylwestrze. jak było? bardzo fajnie. słodziutko. jak tylko viki zasnęła, zmyłam się na imprezę do romeczka. (swoją drogą: 'impreza u romeczka' to już w sumie sprawa oczywista. on powinien klub otworzyć i brać 5zł za wstęp co najmniej. i 50zł od każdego za szkody, jakie mu wyrządzają. harry, kieliszek zbiłeś! patrycja, drzwi się nie zamykają! chołota...) i było świetnie. najlepszy sylwester w moim życiu (w sumie to macie racje, jeszcze gówniara jestem. ale chce nią być! a ja rosnę...) tańcowali, skakali, na gitarce i tamtamach grali, sombrerro zakladali i ściągali, dafciaka maltretowali, romeczka na kluczyk zamykali, parówki wcinali, szampanem oblewali, jakby śmingus dyngus był... bardzo bardzo fajnie było. po 3.00 telefon od mamusi: 'gdzie jesteś? ... masz 15min na powrot do domu...' i wróciłam i mam ich (rodziców, tata wrócił) gdzieś, bo nic złego nie zrobiłam. i oni o tym wiedzą...
postanowienie noworoczne:
ewidentnie i stanowczo rzucam palenie (!!!)