a teraz o... mam wielką ochote napisać ci coś o krakowie. może nie o tym, co tam robiłam, ale o tym jak tam jest, jak ja odebrałam to, co tam spotkałam. więc napisze ci, ale tak krótko. postaram sie (...)
więc, karków! dawna stolica polski i, jak dla mnie, to aktualna i wieczna stolica polskiej kultury, sztuki, wielkich twórców, ludzi artystów... miasto wiecznie młode, choć tak przesycone historią! są miejsca, w których można spotkać tylko młodych ludzi, zazwyczaj studentów. zresztą nic dziwnego, uniwersytet jagielloński, i wiele innych akademi przyciąga. nie dość, że dobre szkoły, to jeszcze ta aura, ten klimat! mniami... aż mi sie zrobiło cieplutko. dalej idąc, architektura! rynek (który jest kwadratowy, a nie prostokątny, jak mi sie zdawało) otoczony jest kolorowymi, starymi, bajecznymi wręcz kamienicami, a te kamienice, uliczkami, przy których są kolejne, niepowtarzalne kamienice. kwiaty na parapetach, piękne, stylizowane latarnie uliczne, kraty na oknach, figurki i posągi, jest ich tak wiele, ze oko sie przyzwyczaja i nieraz nawet ich nie zauważa. "wawel, którego pominąć się nie da kiedy mówisz o krakowie" lecz ja go pomine, bo gdyby nie mój szacunek do takich miejsc, to nic by mnie tam nie zachwyciło. no, oprócz czerwonych i żółtych cegieł, które uwielbiam i pięknie skonstruowane ogrody, ale kiedy sie mówi o wawelu, powinno sie poruszac bardziej poważne tematy. historyczne jakieś takie, mnie to niestety nie pociąga. nawet smok i jego grota okazały sie być przereklamowane, wolałam patrzeć na "dobrą, polską" wisłę niż na grote smoka, czy na grobowce polskich "dusz". odkryłam w krakowie kilka rzeczy o których zapewne nikt nie wie, bo nikt nie zwracał na nie uwagi, ale nie zdradze tego, zbyt wiele radości mi one dają :) co mi się podobało najbardziej? rynek! tak klasyczny i zwykły, a jednak. tu straganik z kadzidełkami, ktoś jedno zapalił i wszystko dookoła pachnie sosną, dalej rodowity krakowiak gra na instrumencie, który nazywa się bandura, ubrany jest w to, co przed laty nosili krakowiacy, ciuszki maja chyba z 200 lat, dalej mim, od stóp do głów w bieli, ma tylko niebieskie oczy, stoi nieruchomo, próbowałam go rozbawić, ale na marne, patrzył mi się w oczy i ani drgnął, przechodze przez sukiennice, potrącają mnie obcokrajowcy, wielki szum, ktoś pstryka zdięcie, ktoś odpala papierosa, patrze na sufit, na którym wymalowane są herby miast polskich, na samym poczatku jest herb szczecina, ale nie dało mi to zadnej satysfakcji, wręcz przeciwnie; ide dalej, minełam sukiennice, stoje przed pomnikiem mickiewicza, i otoczona jestem segruszkami (w moim języku są to golębie), wiesz, ze w krakowie jest ich 40 tysięcy?! kupuje za symboliczne 80gr obwarzanka i rzucam segruszkom, po 3-ech minutach chce odejść, ale na próżno, chyba z 15 zerwało się do lotu a ich lądowiskiem byłu moje rece, dwa wybrały czapkę krasnoludka, która bytowała na mojej główce, biły się o miejsce, wygrała pani segruszek, pan grzecznie ustąpil miejsca i odleciał. po interwencji kolegi udało mi się wykrzesac z objęć tych stworzonek i poszłam dalej, tym razem spokojne miejsce, poprostu usiadłam przy stoliku na dworze-jakaś kawiarenka, obserwuje ludzi, którzy teraz powtarzają to, co ja robilam 5 minut wcześniej. to właśnie oni mnie fascynują. jak mówiłam, miasto artystow, nie spotkałam dwóch takich samych osób, naprawde.